Rafał Sonik wyraźnie rozpędza się z etapu na etap rajdu Abu Dhabi Desert Challenge. Na środowym odcinku specjalnym liczącym aż 345 km, osiągnął piąty czas i awansował w klasyfikacji generalnej zmagań na siódmą pozycję.
- Dogoniłem trzech zawodników i potem jechałem już sam. Nie wiem czemu nikogo za mną nie było, bo powinno być nawet sześć quadów. W pewnym momencie przegonił mnie Colin Mercer i dojechałem ostatecznie na piątym miejscu. Końcówka odcinka była bardzo trudna. Jechaliśmy we trzech, czasem czterech, w dużych tumanach kurzu i trzeba było bardzo uważać. Niektóre wydmy były niemal pionowe i trzeba było dohamowywać. Inne były płaskie, dobre do skoków. Musiałem być cały czas skoncentrowany i jestem teraz wykończony – mówił na mecie Rafał Sonik.
Najlepszy polski quadowiec wciąż odczuwa efekty poniedziałkowego wypadku. – Bez przyjaciela ketonalu na pewno nie dałbym rady. Nie mogę jechać na maksa bo jestem zmaltretowany. Wszystko mnie boli tak samo. Cierpię na ogólną boleść organizmu. Z drugiej jednak strony mam w sobie złość i kiedy tylko ból mija, staram się przyspieszać – mówi kierowca.
- Usiłuję złapać rytm z tą pustynią. Bo pustyni się trzeba nauczyć. Miałem dziś 100 km, kiedy czułem, że się nie męczę i łapię odpowiedni rytm, zgodny z ukształtowaniem terenu. To było bardzo fajnie. Lokalni kierowcy są jednak poza zasięgiem, bo mają nieprawdopodobną zdolność czytania terenu. Tak jakby zawsze wiedzieli co będzie za szczytem wydmy. Przyjechać tuż za nimi będzie sukcesem. Skończyć rajd na miejscu pomiędzy nimi, to już wielka sztuka – zakończył Rafał Sonik.
Na trzecim etapie dobrze poradzili sobie także pozostali Polacy. Łukasz Łaskawiec przyjechał na metę z szóstym czasem wśród quadów. Jakub Przygoński był czwarty w motorowej klasyfikacji mistrzostw świata, a Marek Dąbrowski uzyskał drugi czas w klasyfikacji pucharu świata. Ten ostatni pokonał dzisiejszy odcinek specjalny z minimalnie gorszym czasem od obu polskich quadowców.