Wyniki naszych zawodników startujących w Czerwionce:
MX85
MX2
MX1
Poniżej relacja zamieszczona na stronie Klubu:
STREFA PO SAHARYJSKU
„Mistrzostwa Strefy Południowej w Czerwionce przeszły do historii.
Były to kolejne zawody w afrykańskiej niemal ciepłocie, pełnym słońcu palącym skórę i zmuszającym do marzeń o kąpieli w chłodnej wodzie.
Tymczasem- podobnie jak w czerwcowej edycji Top Amator Cup- i tu zawody mimo takiego gorąca ściągnęły spory tłum widzów, którzy wytrzymali do końca w oglądaniu wyścigów (BRAWA!).
Wyścigi odbyły się jednak w niestandardowej formule. Z uwagi na niezbyt liczną frekwencję w poszczególnych klasach zdecydowano o połączeniu (większym niż zazwyczaj) klas w jednym biegu - co dało w efekcie dość niezwykły widok, gdyż raczej nie ogląda się młodzików z weteranami w jednym biegu. Mamy jednak sam środek wakacji, w Czechach akurat odbywały się Mistrzostwa Świata w motocrossie (Loket), więc nasi sąsiedzi woleli oglądać najlepszych jeźdźców świata niż myśleć o naszej strefie południowej.
Tak więc odbyło się w sumie łącznie „tylko” 6 wyścigów (2x3 biegi i…11 klas). Plusem było niewątpliwie to, że zawody szybciej się skończyły ale nieco dłuższe były przerwy pomiędzy biegami.
Dopisali jednak co lepsi zawodnicy a prawdziwymi rodzynkami na torze okazali się znakomicie jadący Adam Tomiczek z Cieszyna (KTM, nr. 123), Damian Bykowski (który przybył aż z Białegostoku!) czy dawno u nas nie widziana Karolina Mikoda ze swoją szczęśliwą (tym razem w Czerwionce) „trzynastką”.
Tor zmienił nieco „wygląd” – inaczej wyprofilowano pierwszy wiraż po prostej startowej, co pewnie niejednego zaskoczyło, bo jadąc na naszym torze po raz któryś tam, zobaczył że oto nie ma już 45 stopniowej skarpy a zamiast tego jest „ścianka” od której trzeba się teraz umiejętnie „odbić”. Powiększono jednak miejsca dla kibiców – i dobrze, ponieważ w tym akurat miejscu było i wąsko i ciasno a jest to przecież strefa największych emocji, gdyż tu- w wąskim gardle - dzieje się po starcie najwięcej.
Pomimo jednak i upału i mniejszej frekwencji (nie wystartowały w ogóle quady z uwagi na zbyt małą ilość zgłoszeń) na maszynie startowej zawody były widowiskowe i nie brakowało w nich efektownych pojedynków.
Uwagę wszystkich przykuły jednak 3 pojedynki na torze z których dwa mogą śmiało być uznane za ozdobnik całej imprezy. Najpierw Konrad Filipowicz bił się z Grzegorzem Nieciągiem (i to w obydwu biegach podobnie) a później popisową i efektowną a jednocześnie bardzo efektywną jazdę z bitwą o zwycięstwo rozegrali Damian Kojs z Robertem Pukowcem. Tak więc MTR Osielec i MK Czerwionka zapewniły dzięki jeździe swoich czołowych młodych zawodników świetne emocje.
W całkowicie innej klasie pojechał jednak wspomniany Adam Tomiczek, który prawie nie miał konkurencji na torze i bezapelacyjnie zwyciężył.
Trzeci pojedynek zawodów to wyścig pomiędzy naszymi paniami. Ewa Stabla starała się dotrzymać kroku Karolinie Mikodzie i Dorocie Dudzik, ale o ile tej drugiej jeszcze była przez pewien czas w stanie to już tej pierwszej nie dała rady w ogóle i musiała zadowolić się dopiero trzecim miejscem.
Jednak widok idących koło w koło zawodniczek musiał się podobać bo nasi drodzy widzowie nieczęsto tutaj mają taki widok.
Tak samo nieczęsto zdarza się widzieć zawodnika, który w trakcie biegu zalicza….kąpiel w stylu enduro. Popularny „Zegar” (Piotr Morawski z Raptoru Rzeszów) w trakcie walki z Sebastianem Grygą nie utrzymał toru jazdy na krawędzi zakrętu i aby nie „przyglebić” lub uniknąć kolizji z rywalem wyjechał gdzie koła zaniosły- tyle że w tym akurat miejscu czekała na niego wielka kałuża (raczej zalewisko) wody w której zaliczył wyjątkowo efektowną kąpiel wraz z maszyną - ku zaskoczeniu widzów i ku popłochowi dziewczyn stojących akurat obok, którym przy okazji chciał chyba zafundować zimny i kompletnie niespodziewany prysznic.
Całość tego zdarzenia można śmiało uznać za ozdobnik zawodów i „akcję dnia”.
Najważniejsze, że poza paroma glebami ( Damian Kojs zaliczył podobno aż dwie - a mimo tego jeszcze wjechał na „pudło”- klasa!) głównie w bagiennym lesie i na koleinach – nikomu nic się nie stało i nikt nie odniósł kontuzji a służba medyczna była bezrobotna. Pech techniczny nie dopadł zbyt wielu zawodników i tylko parę maszyn zastrajkowało i uniemożliwiło start lub dalszą jazdę.
Pewien niedosyt pozostał bohaterom pojedynku nr. 1- Konradowi Filipowiczowi i Grzegorzowi Nieciągowi. Obaj bili się pięknie, zamieniali miejscami, spektakularnie zamieniali rolami ze ścigającego w ściganego, ale obydwaj nie wygrali i nie zdobyli pudła tak jak chcieli - Konrad miał wprawdzie tyle samo punktów co trzeci zawodnik, ale wskutek przepisów musiał zadowolić się najgorszym dla sportowca miejscem a Grzegorzowi – wskutek problemów w motocyklem- nie udało się w drugiej części drugiego biegu dotrzymać tempa najlepszym i przyjechał dopiero szósty. Szkoda wielka ale dzięki Wam panowie te zawody też były udane i emocjonujące.”