Wrześniowe, Polskie Zachwyty Motocyklowe wyruszyły w słoneczną niedzielę. Nad Zachwytami po Mazowszu pogoda czuwa i rozpieszcza, co sprzyja zachwycaniu się. We wrześniu, lubię wybierać trasy krótsze, bliżej domu - na wszelki wypadek, gdyby słoneczna pogoda zmieniła zdanie i nagle trzeba było zmienić plany. Na szczęście, w przypadku Mazowsza, krótsze i bliższe, nie oznacza mniej ciekawe. O czym przekonaliśmy się podczas 200 km wycieczki. Tą wrześniową podróż zaczęliśmy od przewietrzenia motocykli i naszych dusz na trasie A2. Motocykle potrzebują prędkości, a motocykliści wiatru który przynosi odpoczynek i daje poczucie wolności. Potem zdecydowanie łatwiej jest delektować się pięknem i spokojem bocznych dróg. A te, za każdym razem kiedy w nie zjeżdżamy są dla nas odkryciem, że tuż za zakrętem, kawałek od utartych i głównych szlaków, może być tak pięknie i inaczej. Tak było i tym razem.

O Skansen we wsi Sucha najlepiej pytać miejscowych, którzy sami, na widok przyjezdnych, pokazują kierunek w którym powinni jechać. Potem trzeba być uważnym, żeby nie przegapić celu. Mijając drewnianą kapliczkę i widząc rozrzucone między drzewami zabudowania, podróżny zdaje sobie sprawę, że właśnie przejeżdża obok czegoś pięknego, czegoś co musi mieć niezwykłą historię i musi się tu zatrzymać. Magnetyzm i urok, malowniczo położonego miejsca działa na każdego i są zdecydowanie większe niż znaki prowadzące do niego! Parking skansenu nie jest zwykłym parkingiem. To porośnięty trawą plac między wiejskimi zabudowaniami: karczmą plebańską z 1900 roku, dworkiem miejskim z 1850 roku, wiatrakiem, studnią i innymi drewnianymi zabudowaniami, sprowadzanymi tu przez lata, przez prof. Marka Kwiatkowskiego. Wieloletni dyrektor warszawskich Łazienek Królewskich, historyk i varsavianista, od 1988 roku był właścicielem tego miejsca. Kiedy zgasiliśmy silniki motocykli, słyszeliśmy tylko ciszę i nasze głosy – Jak tu pięknie. Mówiliśmy szeptem, żeby nie zburzyć magii tej „muzealnej sali” pod niebem, pośrodku której nagle się znaleźliśmy. Po drugiej stronie drogi, w otoczeniu starodrzewu stoi modrzewiowy dwór. Słońce przedziera się przez gęste liście oświetlając stojący w oddali budynek. Miedzy drzewami pasą się konie. W oknach parterowego dworu palą się światła. Modrzewiowy dwór, główny obiekt skansenu, zbudowany został w roku 1743 przez Ignacego Cieszkowskiego – kasztelana liwskiego. Barkowy budynek przykryty jest wysokim dachem, wyłożonym podlaskim gontem struganym. Nad wejściem charakterystyczny herb "Dołęga" Cieszkowskich, poniżej niego łaciński napis: "Sub veteri tectu sed parentali" - "Pod starym dachem, lecz rodzicielskim".  W 1787 roku dwór odwiedził  Stanisław August Poniatowski. Teraz, najczęściej odwiedzają go ekipy filmowe. Aż żal, że świetność tego miejsca minęła, zabudowania niszczeją. Po śmierci profesora Kwiatkowskiego, życie wnoszą w nie nieliczni podróżni, którzy chcą to miejsce poznać oraz Pani Jolanta Radzikowska – opiekun zespołu pałacowo-parkowego, która opowiada zainteresowanym poruszającą historię dworu.  Jego piękno niestety pokrywa kurz i mech, czas nieubłagania wdziera się w zakamarki. To na pewno wpływa na wyjątkowy klimat Suchej, ale powoduje obawę co stanie się z tym miejsce, Niech dalej będzie piękne, romantycznie poruszające ale niech nie będzie zapomniane. Uczestnicy Zachwytów o Suchej na pewno nie zapomną. Bo nie ma takiego drugiego miejsca, gdzie na strudzonych drogą podróżnych, czeka czerwony  dywan, rozłożonym na trawie nad brzegiem stawu.

Nasze stalowe rumaki poprowadziły nas do Liwa.  Nad cudnym Liwcem, pośród łąk stoi Zamek książąt mazowieckich wzniesiony w XVI wieku. jako strażnica graniczna. Obecnie Zamek jest jednym z największych muzeów broni w Polsce. Można w nim zobaczyć bardzo ciekawą kolekcję broni białej palnej i drzewcowej z XV-  XX wieku. Nawet dla laika widok wakizashi – krótkiego miecza samurajskiego, tzw. strażnika honoru, czy tasaka z Borneo, stanowi poruszającą wyobraźnię ciekawostkę i jest nie tylko lekcją historii ale i podróżą międzykulturową.  Ciekawym dopełnieniem wystawy broni są zbiory malarstwa i grafiki o tematyce batalistycznej, zawierające dzieła m. in. Wojciecha i Jerzego Kossaków, Tadeusza Ajdukiewicza, Leona Kaplińskiego, Stefano Della Belli, Eryka Dahlberga. Zwiedzając zamek z przewodnikiem, na pewno zatrzymacie się przy obrazie „Berezyna”. Przypatrzcie mu się uważnie i posłuchajcie jego historii. To jeden z16 fragmentów panoramy namalowanej przez Juliusza Fałata i Wojciecha Kossaka w latach 1894-96. Imponujących rozmiarów panorama, wystawiana był m.in. w Berlinie i Warszawie, ciesząc się dużą popularnością zwiedzających. Konfrontacja wielkiej sztuki z rzeczywistością nie skończyła się jednak pomyślnie. Coraz trudniej  było znaleźć środki na utrzymanie dzieła oraz zapewnienie mu odpowiedniego miejsca na stałą ekspozycję. Ta sytuacja doprowadziła nie tylko do podziału dzieła sztuki ale i pojedynku między poróżnionymi artystami. Na szczęście obaj Panowie stworzeni byli do celów wyższych i pojedynek nie skończył się tragedią.  Drogi obydwu artystów rozeszły się, tak samo jak rozeszły się po świecie części ich wspólnego dzieła. Po wielu z nich ślad zaginął, dlatego tym bardziej unikatowy i cenny jest fragment znajdujący w zbiorach zamku w Liwie. Mając w swoich zbiorach tak cenne i niezwykłe eksponaty, muzeum jest kameralne, nie przytłaczające i bardzo przyjazne zwiedzającym. Szczególnie tym na motocyklach. Jest przestronny parking, który w trakcie zwiedzania można obserwować przez zamkowe okna, jest miejsce na kaski i kurtki. A dookoła piękna zieleń i rzeka. Chociaż Liwiec płynie dalej, czas się tu zatrzymał.

Nas niestety nieubłaganie gonił. W położonym o 10 km dalej Węgrowie, mieliśmy dotknąć magii. O zwierciadle Twardowskiego jak i samym Twardowskim krążą legendy z pogranicza rzeczywistości i świata magii. Zwierciadło Twardowskiego -  lustro, powstałe prawdopodobnie w XVI w. w Niemczech znajduje się na zakrystii Bazyliki Najświętszej Marii Panny w Węgrowie. O tym niezwykłym lustrze pisał w 1828 r. historyk Teodor Narbutt. Zwierciadło Twardowskiego to prostokątna polerowana płyta ważąca prawie 18 kg. wykonana ze stopu srebra, cynku, cyny i innych metali. Wokół jego krawędzi biegnie zatarty grawerunek z motywami roślinnymi.. Na drewnianej ramie, widnieje tajemniczy napis: "LVSERAT HOC SPECVLO MAGICAS TWARDOVIUS ARTES LVSUS AT ISTE DEI VERSVS IN OBSEQVIAM EST"  - „Zabawiał się tym lustrem Twardowski magiczne sztuki ukazując lecz na służbę Bożą obrócone to jest”.  Wnętrze Bazyliki pokrywają polichromie Michała Anioła Palloniego, florenckiego artysty, nadwornego malarza króla Jana III Sobieskiego, który zmarł w Węgrowie. Dla tej magii pełnej tajemnic i dla subtelności fresków szanowanego artysty warto zwiedzić Bazylikę. Zachwyty miały to szczęście, że część jej tajemnic odkrył przed nimi Jan Mielniczek - autor albumu „Węgrów, miasto moje a w nim…”, długoletni nauczyciel historii i dyrektor w węgrowskim liceum. Dzięki takim osobom historia wydaje się przystępniejsza w odbiorze, ciekawsza  a jej fragmenty, które poznajemy, układają się w całość. Po takich lekcjach historii ma się ochotę wiedzieć jeszcze więcej.

Podróż zakończyliśmy w najsłodszym na Mazowszu miejscu, w Jadowie. Po słynne lody produkowane od kilku pokoleń, ustawia się kolejka. Ustawiliśmy się i my. A potem położyliśmy się na trawie delektując się słodkim smakiem i wrażeniami całego dnia. I pewnie leżelibyśmy tam jeszcze długo, i może poszlibyśmy po dokładkę i lodów i świetnej kawy, ale zmieniająca się pogoda przypomniały że przyjemności trzeba sobie dawkować, a niedosyt jest najlepszym pretekstem do tego, aby tu jeszcze wrócić. 

Słowa kluczowe: 
Źródło newsa: 
Źródło zdjęcia: